sobota, 30 lipca 2016

Gra

Niedziela mijała dość leniwie i spokojnie. Rano bieganie, następnie obfite śniadanie i czytanie książek. Dużo książek, ale nie byle jakich. Bankowość, inwestycje, oświata, to tematy, którym ostatnio poświęcał bardzo dużo uwagi. 
W południe podczas gotowania obiadu dostał wiadomość: Bądź na 17 na Mireckiego. Był już przygotowany. Wiedział co ma powiedzieć, a najważniejsze, jak. W polityce nie ważna jest treść, zawsze liczy się forma. Jeżeli chcesz cos ugrać, musisz być pewny i zdecydowany, nigdy rozchwiany, bo gdy przeciwnik to wyczuje, pożrę cię jak pająk muchę pozwalając najpierw osiąść na swojej sieci, a następnie owinie od stóp do głowy.
Ubrał się dość luźno. Sportowa koszula, na to bluza i plecak. Na miejscu był kwadrans przed czasem.
-Cześć Panowie!
-Cześć! Na razie jestem sam, Wojtka nie ma, ale sądź w salonie. Zaraz do Ciebie przyjdę.
Sławka znał od kilku lat. Razem pracowali w Stowarzyszeniu, ale Sławek jest dość tajemniczy trzyma dystans do wszystkich. To jeden z lepszych znawców ochrony środowiska w województwie. Lata doświadczenia w branży, prezes firmy, propagator przydomowych oczyszczalni ścieków.
-Wojtek jak zwykle będzie spóźniony, ale możemy zacząć bez niego.
-Wolałbym się nie powtarzać.
-Słuszna uwaga, ale chcesz tu spędzić cały wieczór?
-Dla naszego miasta wszystko.

Nie odpowiedział, usiadł. Nagle wpadł Wojtek. 
-Sorry za spóźnienie chłopaki. Zaczęliście już? 
-Czekamy na ciebie-odparł Marcin. 
-Zatem zaczynajmy. Na czym stoimy?
-Chcę poważne zreformować Miasto. Do tego potrzebuje swoich ludzi i oddanych podwładnych. 
-Co masz na myśli? 
-Chcę zrobić porządek w spółkach, stworzyć polityki na lata do przodu. Rada Miasta musi być mi oddana. Musimy mieć najlepszych kandydatów, którzy zagwarantują bezwzględną większość. 
-Przygotowaliśmy wstępną listę. Tobie dajemy 9 miejsc, my bierzemy po 7. Stoi? 
-Zależy jeszcze jakie okręgi...
-Dogadamy się. Teraz przejdźmy do finansowania. Sławek ile mamy kasy? 
-Około 4 tysięcy. 
-To mało. Musimy poszukać sponsorów. 
-Nawet mam kilku-rzekł Marcin. Poznałem ich jeszcze przed pracą w Stowarzyszeniu. 
-Zechcą ci pomóc? Potrzebujemy pewnych gwarancji. Ryzyko jest nam zbędne. 
-Spokojna twoja głowa. Jak tam z czwartkiem, wszystko ustalone? Z przyjemnością obejrzę upadek Prezesa. 
-Zabraknie mu 4 kandydatów. W piątek robimy spotkanie sztabu. Omówimy szczegóły i idziemy wygrać wybory. 
-I to lubię... 

sobota, 12 marca 2016

Psy spuszczone ze smyczy

Piwo ze znajomymi smakowało jakoś inaczej. W sumie to w ogóle. Marcin siedział przy stoliku i był mało rozmowny, co od razu wyczuli towarzysze. Długo nie zabawił. Po niecałej godzinie wziął kurtkę i bez słowa wyszedł z pubu. Wyłączył telefon, by móc w spokoju przespacerować się alejkami w parku. Minęła północ jak wrócił do mieszkania. Wziął szybki prysznic, legł na łóżko. Nie mógł zasnąć, dręczyła Go propozycja. Rywali miał sześciu, z czego połowa to tylko figuranci partii politycznych, które w sondażach ledwo przekraczały próg wyborczy. Ale pozostali…
Czym miał ich pokonać, dobrym sercem? Lubił pomagać, ale nie był naiwny. Bez pieniędzy i sztabu będzie kolejnym figurantem, a na to nigdy się nie zgodzi.
 Cały następny dzień czytał. Czytał z zapartym tchem publikacje, książki, artykuły, które zbierał przez tyle czasu, a nie miał na nie ani chwili. Jednocześnie robił notatki. Z każdym akapitem czuł się bardziej pewny, mądrzejszy. Optymizm rósł w siłę żeby za chwilę opaść poniżej zera, gdy do ręki wziął lokalną prasę i czytał wieści z miasta.
-To walka z wiatrakami-wymówił półgłosem. Spojrzał na zegarek, godzina była już późna. Musiał zadzwonić i dać znać Wojtkowi. Wcześniej jednak zdecydował porozmawiać z kilkoma osobami.
Nastał wieczór. Za oknem robiło się ponuro. Cały dzień świeciło słońce, a teraz zostało zasłonięte przez granatowe chmury. Temperatura oscylowała w okolicach 23 stopni, ale czuć było deszcz.
-Cześć Wojtek, przyjdź do mnie proszę.
-Mógłbym być dopiero za godzinę.
-To twój problem. Ja nie śpię.
Odłożył komórkę na czarny, niski stolik przy kanapie. Był cały zajęty papierami i książkami. Ale to Marcinowi nie przeszkadzało. Rozmawiać będą przy dużym stole, który już czeka na gościa.  Właśnie zerwał się silny wiatr. Firany zaczęły fruwać przy otwartych oknach. Mieszkanie wypełniło rześkie powietrze. To dało Marcinowi wytchnienie i uspokoiło nerwy. Był cały zestresowany, lecz nie mógł tego okazać przy koledze. Niebo ciskało w ziemię piorunami, co dawało imponujące widoki na tyle, że Marcin nie słyszał dzwonka do drzwi. Dopiero po chwili spostrzegł mrugający wyświetlacz.
-Wejdź.
-Cześć! Ale się zimno zrobiło. Masz może cos ciepłego do picia?
-Dwadzieścia stopni, to dla ciebie zimno? Jedyne, co mogę dać, to mineralka.
-No cóż, jeśli tylko na tyle Cię stać.
-A to dziwne, zawsze jak przychodzisz do mnie, to czegoś chcesz i jeszcze narzekasz na niedogodności.
Wojtek usiadł. Marcin podał mu butelkę wody ze szklanką.
-Ładne masz mieszkanie. Sam urządzałeś?
-Tak i tak samo urządzę Miasto.
Za oknem było słychać huk gromu uderzającego w drzewo. Wojtek postawił szklankę i otworzył usta ze zdziwienia Czy to oznacza…
-Tak, ale na listy mam swoich pięcioro ludzi, którzy muszą startować.
-To Twoja cena?
-Na razie tak.
-Co to znaczy? To cena zostania Prezydentem. Za bycie nim będzie inna.

-Nie przeceniaj się. Ale dobrze, niech będzie. Przyjdź w niedzielę do Sławka. Tam uzgodnimy szczegóły. 

środa, 24 lutego 2016

Mistrz i uczeń

Co może zrobić osoba, które ostatnie lata swojego życia oodała pomaganiu innym i przez to została wyrzucona z pracy? Mściwy człowiek pragnie zemsty jednak Marcinowi daleko do takiego zachowania. Po tygodniu siedzenie w zamkniętym mieszkaniu wyszedł na spacer, następnie włączył telefon. W drodze do domu kupił gazetę z ogłoszeniami o pracę. Miał żal do kolegów z Zarządu, ale mieli związane ręce. Gdyby się sprzeciwili,spotkałoby ich to samo co Marcina.
Przez kilka dni nadrobil zaległości w lekturach. Przeczytał książki, na które od dawna miał ochotę, lecz zawsze brakowało czasu.
-Panie Marcinie słyszałem co się stało. To straszne, że tacy osoby jak Pan sa wyrzucani w imię politycznych interesów. Ja bym tak nie zrobił.
-A kim Pan jest?-spytał osobe po drugiej stronie słuchawki
-Nazywam się Mariusz Jóźwiak.
-Przypominam już sobie, to Pan mając największy klub w Radzie Gminy zasiada w opozycji?
-Po co od razu ten atak, Panie Marcinie? Chciałbym porozmawiać o naszej przyszłości.
-Przyszłości? Naszej przyszłości? Ale my nie mamy wspólnej przyszłości.
-Właśnie chciałbym to zmienić.
-To proszę zająć się tym, na czym zna się Pan najlepiej. Do widzenia.
Na tym rozmowa się zakończyła. Marcin kojarzył Jóźwiaka. Chciał byc cwańszy niż wyższy. Na początku mijającej kadencji poszedł do Wójta z propozycja koalicji, a ponieważ Wójt nie miał własnego klubu potrzebowął poparcia dla swoich projektów. Niestety sam klub Jóźwiaka nie gwarantował większości w Radzie. Były potrzebne jeszcze dwie osoby. Na rozmowie wypowiedział się w ich imieniu, lecz diabel tkwił w szczegółych. Te dwie radne nie zamierzały wchodzić w żadne kontakty z Jóźwiakiem. Gdy dowiedziały się o zawartej ponad ich głowami koalicji, zrobiły dym na sesji Rady. Wytknęły swojemu cwanemu koledze brudy z przeszłości, a pozostali przyznali im rację. Dla formalności wszyscy pozostali radni zawarli przygotowaną jeszcze przed wyborami koalicję. Jóźwiak został upokorzony i przegrany. Na dodatek w trakcie kadencji Jego klub zmniejszył się o dwie osoby, które nie chciały byc utożsamiane z przegranym politykiem.
Marcin nie zamierzał z takimi osobami rozmawiać. Poza tym był już umówiony na piwo ze znajomymi. Nieoczekiwanie usłyszał pukanie do drzwi.
-Otwórz! Musimy pogadać! Mam ważną wiadomość!
-A Ty tu co robisz? Gajowy wiesz, że ze mna rozmawiasz?-Marcin spytał się kolegi ze stowarzyszenia.
-Jak mnie wpuścisz, to Ci powiem.
-Dobra wejdź, ale masz kwadrans, bo jestem umówiony.
Wojtek wszedł do środka. Stanął w salonie przy stole.
-Proszę, usiądź. Chcesz wody?
-Nie, ja tylko na chwilę.
-No to mów.
-Słuchaj, w czwartek za tydzień mija termin zgłaszania list. Nie uda się nam zebrac 23 kandydatów do Rady. Gajowy zebrał 15, a żeby wystartowął na Prezydenta musi miec 13...
-I co ja mam z tym wspólnego?
-Słuchaj, Gajowy ostatnio oszalał. Ma duży kapitał i myśli, że już jest prezydentem. Niby stary wyjadacz, ale chyba porzadnie odleciał.
-Dalej nie rozumiem. Przejdź w końcu do konkretów!
-Otóż w czwartek zabraknie mu jednej osoby do rejestracji komitetu.
-Co Ty pierdolisz?
-To co słyszysz.
-On na to nie pozwoli!
-Ma zaplanowaną podróż na przyszły tydzień. Wiesz, wyjazd z firmy.
-A Jego burtelier?
-Będzie, a mamy na niego sposób.
-Dobra, ale po co Ty to mi wszystko mówisz?
-W czwartek idę zanieść dokumenty Gajowego, ale w tym samym czasie do Urzędzie przybędzie Andrzej z listami 23 kandydatów na radnych i Prezydentem.
-No to fajnie, powodzenia.
-Tym kandydatem bedziesz Ty!
Nastąpiła gwałtowna cisza, a atmosfera była tak gesta, że mozna było ja kroić.
-Coś Ty do mnie powiedział?
-To co słyszałeś. zostawiamy Gajowego samego i pozbywamy Go możliwości startu w wyborach. Tym samym zakładamy własny komitet, zgłaszamy i tyle. Eliminujemy starego dziada z polityki, przynajmniej tej lokalnej. Wiesz jaki on jest. Musi dostać nauczkę
-Nie wierzę w to. On ma pieniądze, wpływy, rozpoznawalność. Kto od niego odejdzie? Poza tym jest jeszcze tydzień, do tego czasu na pewno znajdzie nowe osoby żeby chwalić się dwódziestką trójką. Wojtek zejdź na ziemię i spójrz na to racjonalnie.
-Wszystko jest przygotowane. Jesteś trzecią wtajemniczoną osobą. Zgódź się tylko.
-Skąd weźniecie pieniądze na kampanie? Ulotki będziecie drukować w domach?
-A jeśli będzie trzeba, to tak! Myślałem, że zależy Ci na naszym mieście! O pieniadze się nie martw.
-Słuchaj, ja nie wydam oszczędności na coś z góry skazanego na porażkę.
-Dobra widze, że musisz sie przespać z tematem. Jutro musisz dać znać. Mój numer znasz. Zastanów się!

poniedziałek, 4 maja 2015

Posłuszeństwo

-Nie startuje? Zwolnić go!
-Prezesie chyba Pan nie przemyślał tego. My musimy miec go po swojej stronie.
-Nie potrzebuje osoby, która nie potrafi się poświęcić. Ma przestać pracować.

Co miesiąc odbywały się posiedzenia Zarządu, na których jego członkowie dyskutowali o zrealizowanych planach i przedstawiali nowe pomysły do zrobienia. Tym razem atmosfera była niespokojna, a wręcz nerwowa. Zbliżały się wybory samorządowe i stowarzyszenie musiało zdecydować czy bierze w nich udział. Zarząd na prywatnych spotkaniach podjął już wcześniej decyzdję, potrzebowął teraz tylko formalnej zgody. Na zebranie przyszło około dwudziestu członków, to trochę więcej niż połowa. Większość z nich działa w osiedlowych radach-społecznicy z krwi i kości. Marcin był szefem punktu pomocowego dla mieszkańców. Znał ich problemy, trudności chyba lepiej niż pracownicy miejskiego ośrodka. To dlatego dla każdej opcji politycznej jest pożądanym towarem. Ludzie go znają i lubią. On natomiast trzymał się z dala od polityki chyba, że sytuacja wymagała interwencji u jakiegoś działacza.
Prezesem był piędziesięcioletni wyjadacz stanowisk. W samorządzie piastował wszystkie funkcje, z wyjątkiem Marszałka Województwa. Brakło mu jednego głosu, za co zemścił się w ciągu swojej kadencji skutecznie wysyłając  na polityczną emeryturę o dwadzieścia lat młodszego kolegę z pracy, który rzekomo nie zdążył dotrzeć na głosowanie.
Wszyscy siedzieli już na miejscach. Brakowało tylko Gajowego, czyli prezesa. Przezwisko zawdzięcza nazwisku
-Panie i Panowie powitajmy Pana Prezesa Ryszarda Gajewskiego!-zabrzmiał głos przy mikrofonie. Gajowy wbiegł spóżniony do sali. Było widać, że załatwiał ważną sprawę, bo jego mina na twarzy odstraszyłaby komary w nocy latające nad twoim łóżkiem.
-Proszę już bez oklasków. Jesteśmy juz trochę spóźnieni. Do zaplanowanego programu posiedzenia chce dodać punkt o sytuacji w Punkcie Pomocy Mieszkańcom.
Marcin zbladł, bo nie wiedział o co chodzi. Zebrani szybko przegłosowali zmiany.
-Dotarły do mnie sygnały, że w PeMie dzieje się źle, a nawet bardzo źle. W trosce o naszą renomę musiałem podjąć pewne kroki. Zwracam się dlatego do Was z propozycją odwołania naszego kolegi Marcina z funkcji szefa Punktu.- Nastała cisza. Członkowie stowarzyszenia cenili sobie jego pracowitość i zaangażowanie. -Jakie nieprawidłowości? Do tej pory było wszystko w porządku. Panie Prezesie o co chodzi?!-zapytali
-Razem ze skarbnikiem wykryliśmy nieprawidłowości finansowe.-wtedy Marcin wstał.
-Prezes raczy żartować. Radzę uważać, bo za publiczne pomówienia można trafić za kratki.
-Panie Marcinie, chciałbym żeby to nie była prawda, ale proszę wytłumaczyć zniknięcie pięciu tysięcy złotych z konta? Nie zostały nigdzie zaksięgowane, a operacja odbyła sie ponad miesiąc temu?
-Nie podejmowałem pieniędzy z konta, z resztą nie tylko ja mam do niego dostęp. Pan tworzy insynuacje niepoparte żadnymi dowodami.
Po długiej i emocjonującej dyskusji, a raczej awanturze Zarząd postanowił przełożyć sprawę na inne posiedzenie. Prezes chciał zwolnić nieposłusznego baranka w gronie najbliższych współpracowników. I tego właśnie dokonał. Zwołał posiedzenie Zarządu w trybie nadzwyczajnym i wyrzucił Nicisa nie tylko z Punktu Pomocy Mieszkańców, ale również ze Stowarzyszenia. Wieczorem zadzwonił do Marcina i powiedział:
-Moi ludzie muszą być mi bezwzględnie posłuszni.- i na tym zakończył rozmowę.

wtorek, 28 kwietnia 2015

Wybór

-To jest już koniec. Nie możemy dalej zwlekać. Musisz podjąć decyzję teraz, natychmiast.

-Nie chcę. Nie mam ani sił ani ochoty na grę. Musze realizować własne plany.
-Nie pieprz głupot!-wrzasnął, rzucając wypalonego papierosa na chodnik. -Jesteś dla nas bardzo cenny. Nie mogę pozwolic żebyć zrezygnował. Wiesz, że wiążemy z Tobą duże nadzieje?
-Ze mną? Nie lubię jak sie ze mnie żartuje. Macie mnie za młodzika, który będzie Wam posłuszny kiedy trzeba,. Jestem za młody, by niemóc patrzec w lustro. Znajdziecie na pewno kogoś na moje miejsce.-odwrócil się i poszedł na przystanek autobusowy. Mieszały się w nim skrajne uczucia. Jako idealista wiedział, że zrobił dobrze, ale jednocześnie nie był w pełni o tym przekonany. Na twarzy rysował się smutek ze złością. Nawet muzyka w uszach nie pomagała. Ciało miał spięte.
Starszy kolega wrócił do środka. Usiadl przy stole. Przyszła pozostała trójka.
-I co?
-Nic. Spodziewałem się tego.
-To znaczy?
-Odmówił.
-Młodzi... Myślą, że świat jest piękny i kolorowy.
-Co teraz zrobimy? On ma duży potencjał.
-Ale nie taki, by samemu walczyć. Nie ma szans.
-Andrzej, nie byłbym tego taki pewien. Konkurencja nie śpi. Gdy się zorientują, pożrą go, a my będziemy w czarnej dupie.
-A kto by go chciał?-zapytał Sławek
-Każdy. Ni to konserwatysta, ni liberał. Pasuje do większości opcji. Poza tym w tych wyborach liczy się co innego.
-Wojtek musisz z nim raz jeszcze porozmawiać i odpowiednio przemówić do rozumu. On po Tobie będzie drugą osobą na listach. Nie możemy tego spierdolić.
Rozmowy między dżentelmenami w czarnych garniturach i drogich zegarkach trwały jeszcze dobre dwie godziny. W tym czasie Marcin przyjechał już do domu. Wziął prysznic i usiadł do komputera. Nie mógł się skupić. Myśli zaprzatały mu głowę. Nie chciał kandydować, ale czuł teraz na sobie piętno. Miał wrażenie jakby oszukał przeznaczenie, lecz tylko na chwilę.
Następnego dnia pojechał do biura. Odczytał pocztę, odpisał na maile, zrobił kawę i usiadł na parepecie przy oknie.
-Na co tak patrzysz?
-Na miasto.-powiedział, a po chwili dodał- wczoraj podjąłem pewną decyzję, tereaz ona nie pozwala mi żyć.
-Rozumiem, że to trudna decyzja?
-Niby tak. Nie ważne, co mamy dziś w grafiku?
-Dwie panie z przemocą w domu, a potem spotkanie w szkole w ramach konkursu.
-To te z naszej Pragi? Ciekawe co znów się tam stało. Powoli trace juz cierpliwośc do tej sprawy. Ile można bezowocnie pomagać? Ciebie też to tak załamuje?
-Trochę...
-No dobrze, a ten konkurs, to w gimnazjum? Zdążę?
-No pewnie. Arek będzie po południu. Komisje go zatrzymały.
-To do pracy rodacy!