sobota, 12 marca 2016

Psy spuszczone ze smyczy

Piwo ze znajomymi smakowało jakoś inaczej. W sumie to w ogóle. Marcin siedział przy stoliku i był mało rozmowny, co od razu wyczuli towarzysze. Długo nie zabawił. Po niecałej godzinie wziął kurtkę i bez słowa wyszedł z pubu. Wyłączył telefon, by móc w spokoju przespacerować się alejkami w parku. Minęła północ jak wrócił do mieszkania. Wziął szybki prysznic, legł na łóżko. Nie mógł zasnąć, dręczyła Go propozycja. Rywali miał sześciu, z czego połowa to tylko figuranci partii politycznych, które w sondażach ledwo przekraczały próg wyborczy. Ale pozostali…
Czym miał ich pokonać, dobrym sercem? Lubił pomagać, ale nie był naiwny. Bez pieniędzy i sztabu będzie kolejnym figurantem, a na to nigdy się nie zgodzi.
 Cały następny dzień czytał. Czytał z zapartym tchem publikacje, książki, artykuły, które zbierał przez tyle czasu, a nie miał na nie ani chwili. Jednocześnie robił notatki. Z każdym akapitem czuł się bardziej pewny, mądrzejszy. Optymizm rósł w siłę żeby za chwilę opaść poniżej zera, gdy do ręki wziął lokalną prasę i czytał wieści z miasta.
-To walka z wiatrakami-wymówił półgłosem. Spojrzał na zegarek, godzina była już późna. Musiał zadzwonić i dać znać Wojtkowi. Wcześniej jednak zdecydował porozmawiać z kilkoma osobami.
Nastał wieczór. Za oknem robiło się ponuro. Cały dzień świeciło słońce, a teraz zostało zasłonięte przez granatowe chmury. Temperatura oscylowała w okolicach 23 stopni, ale czuć było deszcz.
-Cześć Wojtek, przyjdź do mnie proszę.
-Mógłbym być dopiero za godzinę.
-To twój problem. Ja nie śpię.
Odłożył komórkę na czarny, niski stolik przy kanapie. Był cały zajęty papierami i książkami. Ale to Marcinowi nie przeszkadzało. Rozmawiać będą przy dużym stole, który już czeka na gościa.  Właśnie zerwał się silny wiatr. Firany zaczęły fruwać przy otwartych oknach. Mieszkanie wypełniło rześkie powietrze. To dało Marcinowi wytchnienie i uspokoiło nerwy. Był cały zestresowany, lecz nie mógł tego okazać przy koledze. Niebo ciskało w ziemię piorunami, co dawało imponujące widoki na tyle, że Marcin nie słyszał dzwonka do drzwi. Dopiero po chwili spostrzegł mrugający wyświetlacz.
-Wejdź.
-Cześć! Ale się zimno zrobiło. Masz może cos ciepłego do picia?
-Dwadzieścia stopni, to dla ciebie zimno? Jedyne, co mogę dać, to mineralka.
-No cóż, jeśli tylko na tyle Cię stać.
-A to dziwne, zawsze jak przychodzisz do mnie, to czegoś chcesz i jeszcze narzekasz na niedogodności.
Wojtek usiadł. Marcin podał mu butelkę wody ze szklanką.
-Ładne masz mieszkanie. Sam urządzałeś?
-Tak i tak samo urządzę Miasto.
Za oknem było słychać huk gromu uderzającego w drzewo. Wojtek postawił szklankę i otworzył usta ze zdziwienia Czy to oznacza…
-Tak, ale na listy mam swoich pięcioro ludzi, którzy muszą startować.
-To Twoja cena?
-Na razie tak.
-Co to znaczy? To cena zostania Prezydentem. Za bycie nim będzie inna.

-Nie przeceniaj się. Ale dobrze, niech będzie. Przyjdź w niedzielę do Sławka. Tam uzgodnimy szczegóły. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz